Pojedynek z przeszłości: „Niebiescy” nie zatrzymali Górnika w drodze do dwunastego mistrzostwa

Tradycyjnie w dniu meczu przypominamy jeden z historycznych meczów z przeszłości.
W połowie lat 80-tych Górnik powrócił na szczyt. Czy zespół powtórzy osiągnięcia swoich starszych kolegów, którzy przez piętnaście lat nie mieli sobie równych, zadawali pytanie kibice?
Udany start
Do sezonu 1985/86 Górnik przystąpił jak mistrz Polski. Runda jesienna był całkiem udana, jednak zbyt dużo wyjazdowych porażek sprawiło, że po osiemnastu kolejkach rozegranych jesienią 1985 roku, zabrzanie do rundy wiosennej przystępowali dopiero z trzeciego miejsca, choć strata do prowadzącego Widzewa wynosiła zaledwie dwa punkty. Rezultaty osiągane przez "trójkolorowych" wiosną 1986 roku sprawiły, że ta strata po dwudziestu czterech kolejkach stopniała do jednego "oczka". Kolejnym rywalem był zespół Ruchu, któremu od początku roku szło niespodziewanie słabo. Oczywiście dla piłkarzy Górnika celem był komplet punktów a przy okazji rewanż za wrześniową porażkę 0:1 przy Cichej.
Zabrakło biletów
W środowe popołudnie, drugiego kwietnia na stadionie przy Roosevelta zjawiło się 28 000 kibiców, chętnych było więcej, ale...zabrakło biletów, Cóż, derby! Od pierwszego gwizdka sędziego wiadomo było jedno, że będzie to niezwykle zacięty pojedynek. Niestety, na murawie szybko zdobiło się nerwowo. Zawodnicy obydwu zespołów mieli nierzadko problem z realizacją ustaleń taktycznych i więcej uwagi zwracali na osobiste porachunki, których przez długi czas nie potrafili w tym meczu okiełznać. W trzydziestej drugiej minucie padła pierwsza i zarazem jedyna bramka i pierwszej części meczu. Wystarczyła chwila nieuwagi chorzowskiej obrony i Marek Majka podał piłkę do pozostawionego bez opieki Andrzeja Zgutczyńskiego, a ten z kilku metrów trafił do chorzowskiej bramki. Po tej akcji nastąpił incydent pomiędzy szczęśliwym strzelcem a Waldemarem Fornalikiem i Mirosławem Szewczykiem, który dodatkowo rozgrzał kibiców zgromadzonych na trybunach. Do czterdziestej piątej minuty poza niecelnymi strzałami Waliczka, Bąka i paradą bramkarza Jojki po uderzeniu Andrzeja Iwana, nic godnego uwagi już się nie wydarzyło.
Zagrali swoje
Po wznowieniu gry kibice mieli sporo obaw, czy druga połowa będzie ponownie tak nerwowa i chaotyczna jak pierwsza, czy jednak ich ulubieńcy zagrają zdecydowanie lepiej? I tym razem nie zawiedli się. Górnik włączył piąty bieg, co było efektem znakomitego przygotowania zespołu przez trenera Huberta Kostkę i zaczął uzyskiwać wyraźną przewagę. Natomiast goście zaczęli tracić siły. Akcje zabrzańskich piłkarzy stawały się bardziej płynne i pomysłowe, chorzowianie zaczynali się gubić. W siedemdziesiątej dziewiątej minucie ponownie na listę strzelców wpisał się Andrzej Zgutczyński, który zmierzał po koronę króla strzelców. Dwie minuty później po widowiskowej akcji całego ataku, strzelał Jan Urban, piłka trafiła w poprzeczkę ale nadbiegający Ryszard Komornicki dokończył dzieła. Chorzowianie już nie walczyli, wiedzieli, że tego dnia nie są w stanie pokonać zespołu gospodarzy. Na jedenaście minut przed końcowym gwizdkiem ładną akcje całego zespołu strzałem głową wykończył Andrzej Pałasz. 4:0! Kibice byli w euforii.
Po tym zwycięstwie kolejność w tabeli nie uległa zmianie. Potrzeba było jeszcze dwóch kolejek, aby "trójkolorowi" znaleźli się na prowadzeniu, który zapewniło im dwunaste mistrzostwo.
Górnik zagrał w następującym składzie:
Józef Wandzik - Bogdan Gunia, Józef Dankowski, Waldemar Matysik, Marek Kostrzewa - Marek Majka (Marek Piotrowicz), Ryszard Komornicki, Jan Urban - Andrzej Zgutczyński, Andrzej Pałasz, Andrzej Iwan (Ryszard Cyroń)
Autor: Marek Dziechciarz