Kartka z kalendarza: Zabrakło skali
Kartka z kalendarza: Zabrakło skali
Kartka z Kalendarza to cykl w którym prezentujemy ciekawostki związane z Górnikiem związane z daną datą. 13 sierpnia Górnik rozegrał dwa ciekawe mecze. Jeden z nich na stałe zapisał się w annałach Klubu.
1966 rok – Towarzyska konfrontacja Górnika z Racing Club de Avellaneda. Wizyta argentyńskiego klubu wywołuje ogromne zainteresowanie. Mecz na Stadionie Śląskim ogląda ponad 70000 widzów. Ale też Racing jest klubem światowego formatu. Rok później wygra ligę argentyńską i Copa Libertadores. Tego dnia lepszy jest jednak Górnik, fantastyczny mecz gra Włodzimierz Lubański. Górnik – Racing 2:0.
1988 rok – Jedno z najbardziej widowiskowych spotkań w historii stadionu na Roosevelta. Prowadzony przez Marcina Bochynka Górnik gra z Szombierkami i wygrywa 8:3! (Cyroń – 3, Komornicki, Zagórski, Warzycha, Urban – 2). Oto co pisał „Sport”. „Niesamowite było to, co wyprawiał z piłką Urban. Nie dość, że strzelił gola roku („nożycami”), odwrócony tyłem do bramki, to jeszcze w 78 min wyszła mu wspaniała „bomba” pod poprzeczkę, nie mówiąc już o tym, że oprócz tego, sam wypracował trzy inne, wykorzystane przez kolegów z drużyny sytuacje podbramkowe! „Dziesiątka” w klasyfikacji „Złotych butów” jest maksymalną oceną, ale tym razem jakby brakło... skali”.
Poniżej pełna relacja katowickiego "Sportu:
Słownie osiem - trzy!
Zanim oddamy Górnikowi co Górnika kilka słów o stanie ducha piłkarzy Szombierek. W dwóch ostatnich meczach bytomianie strzelili aż... 6 bramek (trzy z Widzewem i w sobotę także trzy). Obowiązujący regulamin rozgrywek spowodował, że dało im to w sumie dokładnie zero punktów – jeden przed tygodniem, minus jeden w Zabrzu. Ta paradoksalna uwaga potrzebna jest po to, by ukrócić zapędy, niektórych teoretyków, grabarzy futbolu, którzy od bodaj 40 lat uważają, ze gole padają wyłącznie po „katastrofalnych błędach obrony” i którzy prawdopodobnie podsumują 8 bramek mistrza Polski stwierdzeniem, że były one (gole) wynikiem kompromitującej gry defensywy Szombierek. W ten sposób można zdewaluować każdy sukces i przy okazji dojść do absurdalnych wniosków na przykład, jeśli mecz kończy się rezultatem 0-0, wspomniani wyżej malkontenci powiedzą „mizeria” - taka jest nasza liga. Jest 8-3, więc słaby bramkarz, seryjne kiksy itp.
Ale była to tylko dygresja. A fakty są takie – Górnik pokonał w sobotę rekordową ilością bramek nie „kelnerów”, lecz – jak na nasze warunki – solidną drużynę ligową, grającą ambitnie z kilkoma ciekawymi zawodnikami w podstawowym składzie. Aż strach pomyśleć co mogło się przedwczoraj przytrafić jedenastce Jastrzębia, gdyby ona była przeciwnikiem zabrzan...
Nie będziemy się znęcać nad pokonanymi. Oni muszą ochłonąć. A więc jak to się stało, że gospodarze sprawili tyle radości i satysfakcji kibicom? Przede wszystkim poniosła ich fantazja, w dobrym tego słowa znaczeniu. Wszystko podporządkowali atakowi non stop i strzelaniu bramek. Nie było w tym żadnej kalkulacji, wyrachowania taktycznego. Po prostu duża forma i „pełny gaz”. W dodatku kilku piłkarzy Górnika, z Janem Urbanem na czele, całkiem zwyczajnie miało swój dzień. Niesamowite było to, co wyprawiał z piłką Urban. Nie dość, że strzelił gola roku („nożycami”), odwrócony tyłem do bramki (w 60 min.), to jeszcze w 78 min. wyszła mu wspaniała „bomba” pod poprzeczkę, nie mówiąc już o tym, że oprócz tego, sam wypracował trzy inne, wykorzystane przez kolegów z drużyny sytuacje podbramkowe! „Dziesiątka” w klasyfikacji „Złotych butów” jest maksymalną oceną, ale tym razem jakby brakło... skali.
Nie wiele ustępowali Janowi Urbanowi inni piłkarze Górnika. Ryszard Cyroń zapisał na swoim koncie aż trzy gole, jego imiennik - Ryszard Komornicki w 13 min. popisał się rewelacyjnym strzałem zza linii „16”. Razem z Robertem Warzychą był inicjatorem i pomysłodawcą wszystkich akcji, po których bytomianom cierpła skóra na plecach. W tym doborowym towarzystwie swoje miejsce znaleźli również Piotr Rzepka i nawet młody Krzysztof Zagórski.
Adam Barteczko, Sport nr 159 (7809), 15 sierpnia 1988