GÓRNIK ZABRZE

Rocznica meczu z Austrią Wiedeń - rekordowego pod względem frekwencji w historii polskiej piłki nożnej

18 wrz 2024 | 12:00

18 września 1963 roku Górnik zwyciężył 1:0 nad Austrią Wiedeń w meczu 1/16 PEMK rozgrywanym na Stadionie Śląskim. Spotkanie przeszło do historii ze względu na frekwencję. Według różnych źródeł mecz oglądało od 108 do 120 tysięcy kibiców!

Historyczny mecz obszernie relacjonował m.in. katowicki Sport.

Przed meczem

1/8 PKME – celem Górnika i Austrii na Stadionie Śląskim

Po raz dziewiąty drużyna polska staje do walki o Puchar Mistrzów Europy. Jesteśmy stałym abonentem tej konkurencji, niestety bez wzajemności. Na dziewięć startów tylko raz udało się wziąć pierwszą przeszkodę. Dokonała tego bytomska Polonia, eliminując Greków, by z kolei utknąć na Turkach. Jakoś nie mamy szczęścia do południa. Nie lepiej zresztą wiodło się nam na Północy, gdzie wyeliminowane zostały Gwardia i Legia. A w centralnej Europie? Też nie Inaczej. Tu znów Legia w Słowacji, a Polonia na Węgrzech doczekały się smutnego epilogu. Oczywiście nie zapominamy o epopei gwardyjskiej z Wismutem I żałosnej postawie ŁKS w Luksemburgu. To było chyba dno upadku, gdyż bezwzględnie inną rangę przyznać musimy klęsce Górnika z Tottenhamem Hotspurs w Londynie.

Mecz zabrzan z Anglikami na stadionie chorzowskim zapisał się barwnymi zgłoskami w historii klubu. Znakomita drużyna angielska nie znajdowała bowiem zbyt wielu pogromców. Wprawdzie na własnym boisku srogo zemściła się za wyrządzony jej dyshonor, ale Górnik wybrał się do Londynu z dwoma inwalidami, których nie bardzo miał kto zastąpić Od tego czasu wiele wody przetoczyło się przez rzeki i kanały tym roku. Mistrz Polski znalazł nawet drogę za Ocean i spisał się tam bardzo efektownie, przysparzając sławy zarówno sobie jak i całemu naszemu piłkarstwu. Nie jest to jedyna zmiana. Górnik prowadząc bardzo rozsądną gospodarkę personalną mógł sobie pozwolić na to, że w spotkaniu mistrzowskim z Unią zrezygnował z czterech czołowych zawodników i... niewiele uronił ze swej siły. Takie to nastały czasy.

Oczywiście, nie myślimy zbierać z palety jedynie jasnych barw i stroić nimi naszych piłkarskich komnat. Ale wolno nam chyba cieszyć się z pomyślniejszych faktów, nawet wówczas, jeśli nie znajdą one natychmiastowego wyrazu na międzynarodowej arenie. Nie tak łatwo bowiem restauruje się sławę i to w sporcie, który nie żyje przeszłością, lecz od wyznawców swych wymaga wciąż nowych dowodów swej rzeczywistej siły. Dowód taki przeprowadzić ma Górnik właśnie w środę, właśnie na stadionie chorzowskim, na którym oklaskiwaliśmy go tak szczerzę i gorąco, gdy w doskonałym stylu rozprawiał się z mistrzem Anglii.

Zwycięstwo nie wystarcza

Tym razem przeciwnikiem zabrzan będzie również sławna drużyna. FK Austria posiada wspaniałą tradycję i historię bogatą w wielkie i największe sukcesy. Na ten temat piszemy Jednak osobno. W tym miejscu wolno nam natomiast stwierdzić, że piłkarze wiedeńscy nie są Już — wiedeńczykami. Idąc śladem innych wielkich zespołów zasilili się piłkarzami różnych narodowości, co z całą pewnością odbiło się na stylu gry, zapewne bardzo różnym od tego, jaki widzieliśmy u dawnych „amatorów". Fakt ten należy wkalkulować przy układaniu planów strategicznych. Są one zresztą proste. Górnik jeśli chce zapewnić sobie Jakie takie szanse w dalszej walce, musi w Chorzowie wygrać . To pierwszy nakaz. Drugi — wygrać możliwie dużą ilością bramek, by starczyło na rewanż w Wiedniu. Nie Jest to łatwe. Austriacy również kalkulują I dążyć będą zapewne do zdobycia prowadzenia, aby później bronić swej zdobyczy z myślą o rewanżu nad Dunajem.

(...)


Relacja z meczu

 

11 "murarzy" z Wiednia zrealizowało plan minimum trenera

Jak długo Stadion Śląski stadionem, nie widział on tak wielkiej ilości widzów z okazji imprezy sportowej. Przybyli oni nie tylko z Katowic i okolicy. Do Chorzowa zjechały wycieczki z całego kraju. Przyjechali kibice i piłkarze, ba nawet całe drużyny, spodziewając się, że „wielkie’’ widowisko dostarczy im sporo materiału porównawczego i w swej pracy codziennej skorzystają z tej poglądowej lekcji. Czy i jak skorzystali — o tym opowie się za chwilę.

Wypełniły się więc wszystkie miejsca, tłumy obsadziły koronę stadionu i przejścia, tak że trudno było o skrawek wolnego miejsca. Dobra atmosfera. Jaka wytworzyła się ostatnio dla piłkarstwa była z całą pewnością głównym magnesem. Chciano zobaczyć Górnika, który , jakby nie było, jest jednym z głównych dostawców naszej kadry reprezentacyjnej, chciano zobaczyć Austrie opromienioną nie tylko sławą wielokrotnego mistrza swego kraju i zdobywcy pucharu, ale też tradycją pięknej, inteligentnej gry.

 

120 tys. zawiedzionych

Niestety, około 120 tysięcy fanatycznych zwolenników piłkarstwa opuściło stadion w jak najgorszym nastroju. Rozczarowanie spowodowane zostało nie tyle nikłym zwycięstwem Górnika 1:0, a było wielu takich, którzy wierzyli w możliwość wysokiego wyniku, lecz widowiskiem, które mówiąc językiem teatralnym przemieniło się w możliwie złą „szmirę”. „Zasługa'* tego spada całkowicie na wiedeńskich gości. Zrobili oni złą propagandę dla piłkarstwa w ogóle a dla futbolu austriackiego w szczególności. Mamy poważne wątpliwości, czy któraś z drużyn polskich będzie miała w najbliższej przyszłości odwagę zaangażować jakikolwiek zespół austriacki, mając w pamięci popis tego „najlepszego”. Nie chciałbym, by nasi goście sądzili, że cierpkie, te słowa podyktowane są goryczą. iż górnikom nie wyszedł pełny plan.. Przewidywał on oczywiście odpowiedni plan bramkowy, który zabezpieczałby występ rewanżowy w Wiedniu. Niestety, nie udało się go wykonać, w przeciwieństwie do FK Austria, która swoje założenia strategiczno - taktyczne przeprowadziła niemal w stu procentach. I one to stały się przyczyna, że mecz przemienił się w jedno z najnędzniejszych widowisk futbolowych, takie widziałem w ostatnim dziesięcioleciu, oczywiście mając na uwadze klasę przeciwników. Było to tym smutniejsze, że Austrię stać było na grę, która być może porwałaby nawet widownie i przysporzyła gościom pełne uznanie. Widziałem w szeregach „fioletowych”, którzy wystąpili tym razem w bieli, jakby wstydzili skalać własne zasłużone barwy, wielu znakomitych piłkarzy, których podziwiałem już przy innych okazjach, że wspomnę choćby o Nemecu czy Buzku. Wczoraj nie rozwinęli oni swoich skrzydeł, ponieważ trzymali się ściśle nakreślonego planu, a ten przewidywał uzyskanie remisu, lub też stratę możliwie najmniejszej ilości bramek. Swego dopięli, mimo że grali od 56 minuty w dziesiątkę z powodu wykluczenia Fiali. I tu byłby drugi rozdział zasługujący na uwagę. Piłkarze austriaccy w pewnych momentach grali nazbyt ostro, co odczuł na swej skórze również Oślizło.Całe szczęście, że szwajcarski sędzia Buchelli i jego dwaj pomocnicy panowali znakomicie nad sytuacją i w przyszłość widzieli byśmy chętnie na naszych boiskach znów tak uważną i obiektywną trójkę.

Antyfutbol

Już po kilkunastu minutach stało się rzeczą jasna, że wiedeńczycy postanowili przede wszystkim nie dopuścić do utraty bramki. Oczywiście wolno im oprzeć swą strategię do tego rodzaju przesłanek, ale czy trzeba było koniecznie doprowadzić do przesady, która sprawiła, że mecz nie miał niemal żadnej historii. Po 15 minutach zanotowałem ,,nie ma gry’’. Po pół godzinie powtórzyłem raz jeszcze zapisek, by w przerwie stwierdzić, że przez 45 nie grano w futbol tylko bawiono się w piłkarskiego kotka i myszkę.

11 murarzy

Już po pierwszym gwizdku stwierdziłem, że Austria gra ze wzmocnioną defensywą, z miejsca cofnęli się obaj boczni pomocnicy Gager I Paproth, do tyłu poszli łącznicy Geger i Jacare. Fakt, że właśnie tego zawodnika, który był ostatnio popisowym strzelcem bramek, odkomenderowano do asekuracji defensywy jest również dostatecznie znamienny. Jacare bowiem w swej normalnej roli atakującego napastnika mógł wnieść ożywienie do gry i osiągnąć znacznie lepszy indywidualny efekt. Co w nim tkwi widzieliśmy po przerwie, kiedy to z nieprawdopodobnego kąta oddał kręcony strzał, przy którym Kostka nie wiedział w jakim kierunku wyciągnąć ręce. Całe szczęście, że strzał był tak sfałszowany, iż piłka, która wydawała się zdążać nieuchronnie do siatki nagle się rozmyśliła i wróciła niczym bumerang w pole. Był jeszcze Jeden rzut rożny podobnej marki, ale tego rodzaju sztuczki widzieliśmy już i u nas. że wspomnę choćby Baszkiewicza, który się w tym wyspecjalizował.

Złudzenie

Tych kilka momentów świadczyło że w Austrii drzemią zupełnie inne możliwości, które celowo stłamsiła. Że wyruszyła i w bój ostrożnie — to można zrozumieć. Myśleliśmy jednak, że chodzi ta o wstępne harce wysondowanie możliwości przeciwnika, po czym nastąpił drugi krok już bardziej wyraźny i zdecydowany. Szybko jednak przyszło otrzeźwienie. Nastąpiło ono w chwili, gdy dostrzegłem, że napastnicy austriaccy, otrzymawszy piłkę z bardzo obiecującymi możliwościami konsekwentnie kierują ją do tyłu, nie wykazując nawet najmniejszej chęci uwikłania się w jakąś bojową akcję ofensywną. Podawano więc piłkę do pomocy, obrońcy czy bramkarza. Można było ostatecznie pogodzić się również z taka grą, ale w jakichś rozsądnych dawkach. Oczywiście i w tym tkwił cel. Szło o fizyczne, a może jeszcze bardziej psychiczne zdemolowanie przeciwnika.

Chapeaux Bas dla Anglików

Ze swego stanowiska Austriacy mogli mieć nawet racje, ale publiczność widząc co się świeci miała prawo i sarkać i nawet gwizdać, szczególnie gdy przetrzymywaniem piłki przy wyrzutach z autu lub w podobnych sytuacjach zniżono się niemal do poziomu trzecioklasowej drużyny. Wiemy o tym, że piłka nożna w pewnych krajach przestała być sportem, a przemieniła się w przemysł i widowisko. w którym bardziej myśli się o następnej kasie, niż ambicji i honorze sportowym. Być może, że piłkarze austriaccy, czytając podobne słowa, uśmieją się z naiwności tak bardzo sprzecznej z mentalnością czysto merkantylną, ale ostatecznie jedno da się połączyć z drugim.

Gościliśmy na Stadionie Śląskim mistrza Anglii — bardziej słynny Tottenham. Mógł on również wyjść z założenia że lepiej będzie w Chorzowie zremisować lub skromnie przegrać, a mimo to londyńczycy prowadzili ładną, bojową grę, zdobyli poklask i uznanie nawet wówczas gdy przewagę Górnika zredukowali do dwu bramek. Widownia oceniła odpowiednio Ich kunszt a i zalety i nie szczędziła uznania.

Gdzie był Górnik?

Wróćmy jednak (bardzo niechętnie) do wczorajszego spotkania. Czytelnik czytający słowa powyższe postawi oczywiście pytanie, a gdzie był Górnik? Właśnie, gdzie był Górnik? Przed meczem wskazywaliśmy, i że jedyna szansa drużyny zabrskiej tkwi w szybkim rozgrywaniu akcji. Niestety, nasz mistrz dał sobie narzucić specyficzny styl gry i tylko w wyjątkowych chwilach przejmował batutę - we własne ręce. Wbrew Licznym krytykom, którzy mają górnikom wiele do I zarzucenia, zdaję sobie doskonale sprawę z trudności przed jakimi się znaleźli. Łatwo mówić „narzuć przeciwnikowi swoją grę” z chwilą gdy on dysponuje wielkim zasobem środków, i doświadczeniem i umiejętnościami nie gorszymi niż górnicze. Wytykając Austriakom sposób i metodę gry, doprowadzoną stanowczo do zbędnej przesady, dostrzegamy równocześnie wartości jakie reprezentowali. Przede wszystkim wszyscy gracze posiadali bogato zaopatrzony arsenał techniczny. Umieli grać nie tylko nogami, ale głową i ciałem. Podania ich były odpowiednio stonowane, piłka szła przeważnie tam, gdzie chciał nadawca, a ponieważ operowali bardziej podaniami i wszerz i w tył niż do przodu nie mówiąc już o prostopadłych wystawieniach czy klinowych atakach, więc też niełatwo było górnikom narzucić wiedeńczykom swoją wolę i zmusić ich do przyspieszenia tempa. Ilekroć porywano się na to, gdy tylko piłka dostała się pod nogi przeciwnika, natychmiast rozpoczynał on znów swoja zabawę i wprowadzał na boisko swój rytm.

Szczerze mówiąc mieliśmy poważne obawy, że górnicy uganiając się za nieproduktywnymi piłkami już przed przerwą wyczerpią się i dadzą przeciwnikowi okazję do położenia ich na łopatki. Na szczęście nic podobnego nie nastąpiło, aczkolwiek nie ulega wątpliwości, że drużynie polskiej brak było po przerwie już odpowiedniej świeżości. A mimo to jednak zdobyto się wówczas na więcej akcji uderzeniowych i bramka austriacka znajdowała się częściej w opalach. Niestety w decydującym momencie brakło i pełni sił na wykończenie. Dokonał tego raz tylko Lentner, zdobywca jedynej bramki dnia, przy czym zasługa spada również na inicjatora akcji Pola i pośrednika Musiałka.

Na widowni słyszało się wiele cierpkich słów pod adresem polskiego zespołu i poszczególnych zawodników. Mam wrażenie, że w wielu wypadkach pretensje są przesadzone. Zapomina się bowiem, że gra się tak i jak pozwala przeciwnik, a Austria sama nie grając, jednak nie pozwalała na zbyt wiele.

Pomeczowe opinie

Główny arbiter Anton Buchelli: - Górnik był lepszą drużyną i przy szybszej grze ataku mógł strzelić kilka bramek. „Austria” od początku zwalniała tempo. Jej zawodnicy zachowywali się niesportowo. Podobała mi się obiektywna publiczność. Faul Jacare, popełniony na Oślizle, kwalifikował się też do usunięcia go z boiska. Było to kopnięcie z premedytacją. W momencie zderzenia się obu piłkarzy byłem dość daleko od tej akcji i dlatego nie mogłem jej należycie i szybko zanalizować. Rewanżowy pojedynek we Wiedniu będzie prowadził mój rodak p. Karl Keler z Bazylei. Trzeba będzie mu złożyć sprawozdanie z „popisów” Austriaków w Chorzowie. To bowiem co oni pokazywali było antypropagandą futbolu i sportu.

Członek Dyrektoriatu Austrii Fritz Werner: - Nasza drużyna grała taktycznie dobrze. Pragnęła ona zremisować, a w najgorszym wypadku ulec przeciwnikowi różnicą jednej bramki. Cel swój osiągnęła. Rozgrywki o Puchar Europy nie są konkursem piękności. I dlatego nie dziwcie się, że nasza drużyna nie pokazała tego na co ją stać. Mamy teraz świetną pozycję wyjściową na wiedeński rewanż, który rozstrzygnie o dalszym awansie… „Austrii”

Horst Nemec: - Górnik dał sobie narzucić nasz styl gry i dlatego wygrał tylko różnicą jednej bramki, chociaż miał wiele okazji. Mogliśmy zremisować ten mecz. Wystarczyło tylko trochę szczęścia, a piłka po strzale Jacare znalazłaby się w siatce. W Górniku podobał mi się prawy obrońca oraz Lentner. Zawiodłem się natomiast na Polu, Musiałku i Szołtysiku, o których koledzy ze Sportklubu opowiadali mi, że już dziś należą do czołowych piłkarzy Europy.

Kierownik serii Górnika inż. Gładych: - Jestem zaskoczony słabą i wręcz brutalną grą Austriaków. Nasi przeciwnicy popisywali się ordynarnymi faulami. Nie było to widowisko, które mogło zachwycić. W naszym zespole dobry był Lentner.

Ernest Pol: - Graliśmy bardzo słabo, a Austriacy zbyt ostro. Wierzę jednak, że we Wiedniu, gdy nie będą „murowali” bramki pokażemy na co nas stać. Wierzę, że Górnik znajdzie się w drugiej rundzie Pucharu

Zygfryd Szołtysik: - Austriacy mili w obronie z reguły ośmiu graczy i dlatego trudno było nam rozwinąć normalną grę. Poza tym zachowywali się bardzo niesportowo i kopali z premedytacją. Boję się o występ we Wiedniu. Będą chcieli wygrać za wszelką cenę.

Stanisław Oślizło: - Mam odbite na nodze trzy korki z buta Jacare. Nie mogę zrozumieć jak zawodowy gracz tej klasy może kopać z premedytacją. Zachowywał się on na boisku nie jak piłkarz, a cyrkowy clown.

Hubert Kostka: - Najlepszy na boisku był… sędzia. Prowadził zawody zdecydowanie i nie bał się wyrzucić Fiali z boiska. Austriacy zachowywali się niesportowo, ale muszę powiedzieć, że potrafią strzelać. Wierze w nasze zwycięstwo we Wiedniu.

Źródło:

Sport z 18 września 1963 r.

Sport z 19 września 1963 r.

Foto: Archiwum Górnika Zabrze